czwartek, 31 lipca 2014

Trzynasty post, dalej bezradna, ale cierpliwa......


Trzynasty, mam nadzieję , że nie pechowy.

   Wczoraj minął miesiąc, jak zawitałam wśród blogujących ludzi z pasją. Moją jest haft krzyżykowy, ale robię przymiarki do innych technik. Taką odskocznią mogła by stać się papierowa wiklina. Bardzo dużo reklam nam zostawiają w skrzynkach na listy, i aż grzech je wyrzucać. Pomyślałam sobie, że spróbuję. Jak na razie skręcam ruloniki, by mieć gotowe do ewentualnego wykorzystania. Jeszcze nie mam się czym pochwalić, więc tylko o tym wspominam.
 
    Dzisiaj dotarła przesyłka do  Ani J. za podanie mojego wieku w zgaduj - zgaduli , z okazji moich urodzin.Ponieważ , przed wysłaniem , nie zrobiłam zdjęć, a Anulka u siebie na blogu już wstawiła, myślę że nie pogniewa się na mnie, za to że udostępniam jej fotki, z jej podpisem. Aniu, proszę wybacz mi.



      Jak widać, na zielonej kanwie znalazły się : uniwersalne muliny - biała i czarna, troszkę piórek, gwiazdeczek, sznureczek i tępe igły do haftu, gotowy obrazeczek z chłopczykiem, który jakoś sobie zagospodaruje, oraz suszone grzybki - prawdziwki. Akcesoria hafciarskie były zapakowane w pudełeczko, które mam nadzieję, Ania też jakoś zagospodaruje, na zdjęciu go nie ma, ale widocznie się nie zmieściło w obiektywie aparatu.
    
 Podobnej zawartości paczuszkę wysłałam do Agnieszki Ka za jej pierwszy komentarz, jaki zamieściła na moim blogu, jednak nie mam jeszcze potwierdzenia o tym, czy przesyłka dotarła. Myślę, że pochwali się prezencikiem.

    Cóż byłby to za post, bez wzmianki o grzybach. Mój mężulo w godzinach popołudniowych, wczoraj nazbierał znowu cały kosz prawdziwków. Oto one :



    Jak widać, kosz jest sporych rozmiarów, i chwilę mu zeszło, zanim je oczyścił i przygotował do suszenia.
Pogoda mu się wczoraj udała, bo nie padało, więc zbierało się dobrze, chociaż kilka kilometrów po lesie, musiał zrobić. Tylko dla niego, to sama przyjemność.
   Dzisiaj z kolei, zajął się robieniem marmolad z jabłek, i śliwek, oraz następną porcją ogórków kiszonych. Zapasy na zimę, coraz większe.

    Nadal borykam się z ustawieniami  w moim blogu, stąd ta bezradność w tytule posta, ale cierpliwość, kiedyś zaowocuje sukcesem, i będę mogła powiedzieć :dałam radę.

    Ale, ale rozpisałam się o wszystkim, tylko nie o hafcie. Jednak będzie krótko, bo nie zdążyłam przygotować wielu zdjęć. 

    Pierwszy obrazek, to ten w moim awatarze na profilu. Z trzech symboli pojedynczych stworzyłam całość, chińskie znaki super zobrazowały treść , ale to każdy umie po polsku przeczytać. Jednak na dole dodałam jeszcze swoje motto, którym się kieruję na co dzień.



 Całość oprawiona w czarną ramkę ze złotą obwódką wewnątrz. Jako passe -partout , zastosowałam czarną szeroką wstążkę, by podkreślić głębię obrazka. Wisi sobie " to to " na ścianie, tak że, choćbym  nie chciała, czytam zawarte w nim przesłanie.   
   
  I tego się trzymajmy, w ten urlopowy, gorący, letni czas.

niedziela, 27 lipca 2014

Co może jeden klik i jak to się skończyło.........


       Tytuł napisałam rano, ale nie dane mi było napisać posta, z tej prostej przyczyny, że laptop jest jeden, a użytkowników dwóch. Mężuś wparował do pokoju ze słowami : Długo jeszcze babka będzie się p...bawić przy komputerze? i najzwyczajniej w świecie mi go zabrał. Zdążyłam tylko zamknąć posta, z zamiarem napisania go później , i tak zeszło do wieczora. Teraz nadrobię to, co nie udało się przez cały dzień.
    Skoro jednak mąż został wywołany do tablicy, to zacznę od niego i jego sławnych już grzybobrań.
    W piątek po pracy, mimo padającego deszczu, pojechał pozbierać, to co zostało, po innych, przedpołudniowych zbieraczach. Przywiózł mały kosz prawdziwków (niestety, nie zdążyłam zrobić zdjęć ). Stwierdził ponadto, że czas pomyśleć o kupieniu ogórków do kiszenia, więc sobota będzie bez lasu i jego skarbów. Idąc spać zakomunikował, że przecież w Dukli, jest targ, tam kupi ogórki, a wcześniej zaliczy pobliski las. Jak powiedział, tak też zrobił.Przywiózł tyle w kartonie :




   troszkę ich było, ale przecież ogórki 15 kg też kupił, tylko słoików ,okazało się , ma za mało. Znowu jazda do sklepu, po słoiki i zakrętki. Z obrobieniem grzybów do suszenia i na sałatkę / rydze / , oraz ogórków, zeszło mu do 17 tej. Kąpiel i wypad do znajomych ,by się zrelaksować po całym tygodniu, w nowym miejscu pracy.
 Tu jeszcze jedno zdjęcie : 3/4 tego kartonu to już ususzone grzybki, stoi na marynowanych  grzybkach w słoikach / na ich dwóch warstwach /




To by było na tyle o poczynaniach mężusia.

Teraz przechodzimy do wyjaśnienia tytułu posta, jeśli jesteście przygotowani na dłuższe czytanie.

Pisząc w czwartek posta, stwierdziłam, że mogę zrobić małą zgaduj -zgadulę, z okazji swoich urodzin.
Czasu było niewiele, ale zaryzykowałam i ogłosiłam zabawę. Chętnych nie było zbyt wielu, troszkę mnie to zasmuciło, co wyraziłam w odpowiedziach na komentarze, moim najwierniejszym obserwatorkom.
Aż tu, nagle pewna przemiła osóbka, niczym generał poleciła swoim Artystkom -kolorystkom ,nie rozkaz, a raczej prośbę, by zawitały na moim blogu. W międzyczasie jedna z moich stałych bywalczyń, widząc mój smutny ton postów, odważyła się napisać prawidłową odpowiedź, te magiczne dwie piąteczki. Tak więc, musiałam to potwierdzić i niespodzianka powędruje do niej . Jest to Ania Jacewicz z bloga "Moje życie pasją usłane ". Adresik już mam. Przesyłka dotrze w tym tygodniu. Gratuluję Aniu.

Ale, ale Kochani, to jeszcze nie koniec. Dopiero się zaczęło.
Przykładni "żołnierze" Pani Generał  Danusi Witkowskiej z bloga "Moje cuda, cudeńka", po przeczytaniu u niej nieplanowanego posta z jej apelem, tłumnie odwiedzali przez cały dzień, nawet jeszcze dzisiaj odbierałam życzenia, mój skromniutki, ubogi jeszcze i niedopracowany blog. Życzenia były super, każdy starał się jak mógł, tylko zabawy już nie było, bo się skończyła. Nie przeszkadzało to nikomu.
Wiem, była bardzo krótka, ale obiecuję , następna, jaką zorganizuję,  będzie bardziej wydłużona w czasie, tak ,by każdy kto zechce, miał szansę na uczestnictwo w niej. A co, to będzie , to już niedługo ogłoszę. 
Danutko 38, jeszcze raz bardzo Ci dziękuję na swoim poletku blogowym, za tak miłą niespodziankę, która ten , dla mnie szczególny dzień , uczyniłaś dniem najszczęśliwszym w moim życiu. Chociaż, nie znając mnie, bo i skąd, tyle co po komentarzach , zostawionych u Ciebie / sama , to przyznałaś /, sprawiłaś, że na mojej twarzy zagościł uśmiech i łzy w oczach..
Tymże sposobem , moich obserwatorów na blogu zaczęło przybywać, "jak grzybów po deszczu",- pora akurat na nie stosowna.  Mam cichą nadzieję, że wszyscy rozgościcie się u mnie i zostaniecie na dłużej.
Nigdy , przenigdy, nie przyszłoby mi do głowy, że blogowanie, może tak człowieka uszczęśliwić, a co za tym idzie, nawet zmienić. Odzyskałam swoją dawną wiarę w siebie, nawet córka, pisząc mi na Skypie, stwierdziła, że odżyłam pisząc bloga. I tego się trzymajmy!!!!!!!!!!!!!!

Wytrzymałyście z czytaniem do końca, czy już Was zdążyła ta moja pisanina uśpić.

 Miał to być blog o haftowaniu, a nie jakieś psychologiczne wynurzenia sfrustrowanej, siedzeniem w domu, baby. Czyli , jeśli nie macie jeszcze dość, będzie o hafcie.
   
Jakiś czas temu , zaczęłam wyszywać "Gęślareczkę" zwaną przez niektóre osóbki Lawendową Panią. Otóż, wyobraźcie sobie, udało mi się ją skończyć na swoje urodziny. Wkleję teraz, kilka fotek :




skończona, przed praniem.



zbliżenie na prawy górny róg.



zbliżenie na prawy dół.

  

zbliżenie na postać góra.



                     jeszcze raz - skończone - lepsze ujęcie - przed praniem.


             po wypraniu - nie prasowane - tak wygląda. 
  

          Kochani moi, jeśli mieliście na tyle cierpliwości, by dotrwać do końca, to bardzo dziękuję za czas, jaki mi poświęciliście, i proszę o wybaczenie za moje nieudolne fotki. Z biegiem czasu , może uda , mi się coś nadrobić w tym temacie. A teraz już zmykam , bo i tak długo, musieliście czekać na tego posta. 

    Dobrej nocki wszystkim życzę.

czwartek, 24 lipca 2014

Niespodziankowo, przyjemnie i niestety deszcz......

   Nie zamierzałam dzisiaj pisać posta, ale.....

   Wspomniałam wczoraj o planach mojego grzybiarza.  Tak się złożyło, że pokrzyżował je, padający cały dzień deszcz. Jednak, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Kierownik z pracy męża, zakończył ich dniówkę wcześniej, bo około 13 -tej, / nie da się pracować w strugach deszczu /. Tym sposobem, mężuś wrócił wcześniej, robiąc po drodze zakupy. Kupił zamówione przez wnusia Doriana, czarne jagody / u nas mówi się na nie: borówki / , i zaraz je przetworzył, czyli :do małych słoiczków, nieco cukru i  do pasteryzacji. Będą  miały wnuczęta używanie, jak dostaną paczkę. To zamiast zbierania grzybów.

   Mnie natomiast, znowu odwiedził pan listonosz z przesyłką - niespodzianką , tym razem od Wiesi z bloga Marzycielka.  Jakiś czas temu, Wiesia zadeklarowała uczczenie mnie czymś za to, że stałam się obserwatorką jej bloga. Słowa dotrzymała i dzisiaj był właśnie ten dzień. Żeby nie trzymać Was w "ciekawości"  najpierw wkleję fotkę, to pokażę co mi się dostało....



     Wiesiu, jesteś Wielka. Wspaniałe ptaszysko, cudowna bransoletka, słodkości. To ostatnie, oczywiście zaraz poszło w posiadanie "domowego łasucha" czyli  męża, z racji iż dzieci w tym domku nie ma. Ja zadowolona z reszty  prezentu jaki mi pozostał. Wielkie dzięki Wiesiu. Jest jeszcze jeden powód tej mojej radości.
    W dniu, w którym wszystkie Anny będą świętowały swoje Imieniny, ja będę obchodziła urodziny, a które, to zgadnijcie. Powiem tylko, że "ani pełne,ani okrągłe,takie pośrodku". Kto pierwszy zgadnie, ma u mnie nagrodę -niespodziankę. Mam nadzieję, że nie będzie dla Was trudna. Więc do dzieła : zgaduj -zgadula.


       Mały hafcik z lamusa domowego wydobyty.

Bardzo Wam dziękuję za wszystkie odwiedziny. Zapraszam do zgadywania.


     

środa, 23 lipca 2014

Pogoda jaka jest, każdy widzi i czuje ........

     
        Przez  pogodę taką, jaką mamy tego lata, jestem "nie do życia", a co tu mówić o pisaniu.
      
 Jednak, żeby nie posądzono mnie o "nic nie robienie", gdy mój mężulek gania po lesie za grzybami, to zamieszczę fotkę mojej Lawendowej pani, bo zaczęła nabierać kształtów i wyrazistości. Jeszcze troszkę jej brakuje, ale najtrudniejsze przede mną będą kontury.



         Jak same widzicie, kolorystyka muliny Ariadna, nie jest z najwyższej półki, ale mnie się podoba i o to w tym chodzi. Dodatkowo z oryginalnego wzoru wyszywam to, co najważniejsze, nie "ciurkiem" jak leci, bo było by nudno. A tak widać, że coś się dzieje. Jest to moja wersja, tak jak, ja to odbieram, a nie jak nakazuje autorka wzoru.

      Wspomniałam o moim mężu ganiającym po lesie. Otóż, wczoraj po pracy zrobił sobie, taki krótki wypad  i po  półtoragodzinnym zbieraniu  przywiózł tyle:



      Jak widzicie, trochę tego jest. I nie myślcie sobie, że ciągle te same grzyby, w różnych ujęciach Wam pokazuję. O nie. Każde zdjęcie jest świeże, tak jak i zawartość w prezentowanych koszykach.
       Ponieważ pogoda sprzyja "wysypowi" grzybów, mężulek już na jutro po pracy, zapowiedział kolejną eskapadę leśną. Daj mu, Panie Boże, by nazbierał zdrowych okazów. 
     Niektóre z Was słusznie zauważyły, że jak w takim tempie, co On zbiera, Ja publikuję, to niedługo braknie miejsca w naszej spiżarni na te specjały. Jednocześnie, nie opędzę się od udzielania odpowiedzi na komentarze. Fakt, komentarze są bardzo pochlebne, a ja nie krzywduję sobie na to, że wypada na nie odpowiadać. Czasem wolałabym udzielić zbiorczej odpowiedzi, żeby nie powtarzać ciągle tego samego, ale odpowiadam.

       Obiecałam Iwonce, że na jej komentarz o moim zmieniającym wygląd blogu, odpowiem w poście. Tak, więc:
   Z racji, iż pogoda źle wpływa na moje samopoczucie, niewiele haftowałam, za to wzięłam się za modyfikację bloga. Co z tego wyszło, oceńcie same. Wydaje mi się, że jeszcze nie raz, i nie dwa, będę coś zmieniała, aż osiągnę taki jego wygląd, że będę zadowolona. Skoro mam się nie bać klikać, zmieniać, to czemu nie. Iwonka nawet pomyślała, że pomyliła adresy blogów, i źle trafiła. Mam nadzieję, że Wy nie błądzicie i docieracie pod mój adres. 
      
    Stałym zwyczajem zamieszczam jeszcze fotkę moich "starych"haftów:

 


Lilie wodne: wymiary jak zwykle 18 cm na 24 cm, kanwa 18, jedna nitka Ariadna.

      Witam nowe obserwatorki:Van-Gugi  i  Danusię /Imienniczkę/.  Przepraszam, że nie zrobiłam tego wcześniej, ale dopiero Agnieszka Ka zwróciła mi uwagę, iż przybywa mi Was niczym "grzybów po deszczu". A ja się z tego  bardzo cieszę. 
      Do następnego razu, mam nadzieję nie długo...




sobota, 19 lipca 2014

Sezon w pełni, grzybków cd. i nieco o Lavender.

     Jest już dość późno, ale to mój czas na pisanie. Mąż już śpi, w TV  coś tam nadają, a ja próbuję ogarnąć to moje blogowanie.
    Zacznę od tego, że w środę zamieściłam post z następnego wypadu mężulka do lasu. Wszystko, ładnie opisałam, zamieściłam fotkę grzybków i tak modziłam po opublikowaniu, że wreszcie bezpowrotnie skasowałam.Dlatego, dzisiaj grzybków zdjęcia będą z trzech dni, środy, piątku i oczywiście z dzisiaj.
 
 środa, zbiór  wyłożony na stół kuchenny



piątek, w koszykach robione z góry przez męża stojącego na stole:



   jak widać na załączonym obrazku, uchwycił też moje opuchnięte nogi, a koszyków już mu zabrakło, więc wrócił z tym co uzbierał. Dobrą chwilę, kilka godzin zeszło, zanim je oczyścił, posortował, pokroił i część przeznaczył do suszenia, część do marynaty, inne na sałatki. Wieczorem zastanawiał się czy następnego dnia jechać, czy nie. 
     Jednak nie dało  mu zrezygnować z jazdy i dzisiaj skoro świt, godzina 4.30 już wybył do lasu.Jazda w jedną stronę to 30 km, tyle samo z powrotem. O 8 zadzwonił, że już wraca, bo ma już sporo, a i grzybów w lesie też jeszcze wiele zostało, tylko ma już dość, bo kiedy On to wszystko przerobi. 



Jak widać, tym razem koszy nie zabrakło, ale Małżonek poszedł po rozum do głowy i zrezygnował z dalszego zbierania. Wracając wstąpił do znajomych /rodzina, taka "piąta woda po kisielu"/ i kilka dorodnych prawdziwków dał Babci na sos grzybowy, za co dostał jajka od zielononóżek. Oczywiście znowu sita do suszenia, garnki na sałatki po cygańsku  i słoiki w ruch. Tak więc o grzybkach, na razie  będzie tyle, bo od poniedziałku, po tygodniowym urlopie wraca do pracy.

       W tym skasowanym poście była też moja Lawendowa gęślareczka, moje postępy w pracy nad nią.
Teraz ją zamieszczam, już w pionie, dla lepszej widoczności, bo wreszcie doszłam jak odwracać zdjęcia.


   Już coś niecoś wyraźniejsza, niż poprzednio, ale jeszcze sporo jej brakuje, zwłaszcza że część kolorów mimo przelicznika zamiany DMC na Ariadnę, dobieram sama. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
     

 Dla pocieszenia oczu zamieszczam też  "szufladowca", Ostatnią wieczerzę  z Haftów Polskich, jej wymiary to: 30 cm na 58 cm oczywiście na kanwie 18, Ariadna 1 nitka.

   I jak Wam się podoba?

   Miłej niedzieli ze słońcem w rodzinnym gronie, lub na urlopie Wam życzę.
   
   Do następnego z Wami spotkania zapraszam.

czwartek, 17 lipca 2014

O Mężu, zapowiedziana niespodzianka, próba poukładania posta.

 Wczoraj było o grzybach, moim mężu, który stał się niejako,pierwszoplanowym w poście.
Wiele komentarzy odwoływało się właśnie do tych zbiorów. Cóż poradzić, mam męża, który uwielbia chodzić po lesie za grzybami. Ja sobie z tego powodu nie krzywduję bo On je sam oporządza, skoro nazbierał. Kiedyś pomagałam mu w tym wszystkim, ale od pewnego czasu, mój stan zdrowia mi na to nie pozwala, więc mężuś zdany jest na siebie. Im więcej nazbiera, a sprawia mu to radochę, tym więcej ma roboty z ogarnięciem  tych grzybów. Nie myślcie sobie, że tylko je suszy, o nie. Robi je też do słoiczków w marynacie, albo jako sałatki do zapiekanek. Wszyscy bardzo sobie chwalą jego specjały, zresztą  grzybobranie,  to nie jedyne jego hobby. Można Go nazwać takim określeniem KGW /Koło Gospodyń Wiejskich/ mimo zamieszkiwania w mieście. Ponadto, zajmuje się także: :zakupami, gotowaniem, pieczeniem ciast, pranie, sprzątanie, opieka nade mną. Mówię Wam Złoty Chłopak i jest cały mój. Niektórzy pytają, gdzie ja takiego znalazłam. Odpowiadam wtedy: W korcu maku, bo gdzie dzisiaj znajdziesz tak wszechstronnego faceta, który jeszcze pracuje zawodowo i  to ciężko, jako budowlaniec.
Rozpisałam się tak o moim Małżonku, bo gdzieś muszę Go docenić i pochwalić się nim, że go mam.

    W tytule posta jest "Zapowiedziana niespodzianka", więc teraz o niej.
   Jakiś czas temu, jeszcze jako bez blogowa  osoba, zamieściłam komentarz  jako 100 obserwatorka, na blogu " Krecia robota", u wspaniałej kobitki, która poczuła się do tego, by ten fakt uczcić. Poprosiła o mój adres domowy do wysyłki /wysłałam mailem/  i w poniedziałek mailowo zaawizowała, że przesyłka  wysłana. Dzisiaj nasz pan listonosz zadzwonił do drzwi z małą paczuszką. Oczywiście byłam bardzo uradowana, a jej zawartość zaraz  "obfociłam" i zaraz zamieszczę.


 Oto ona w trzech ujęciach









widok z góry,  z boku, i z zawartością.


    Jest to wspaniały koszyczek zrobiony z papierowej wikliny, pomalowany na bladoróżowy kolor, z hafcikiem na wieczku, szydełkowe kwiatuszki, bardzo delikatne, kolorki jak widać, oraz nieco słodyczy, które z racji iż w domu nie ma małych dzieci, zostaną skonsumowane przez  mojego męża, bo mnie słodycze nie są wskazane.
     Agatko w tym miejscu, bardzo Ci dziękuję  za tak milusi prezencik. Być może będzie on, zaczątkiem czegoś nowego w moim robótkowym  świecie. 
    Ponadto, dzięki Tobie, między innymi, zdecydowałam się na stworzenie własnego bloga, bo jak pokazać, że ktoś z bloga czymś mnie obdarował.
 Drugą osobą była Ela  /bluebru  nete/, u której w rozdawajce zgarnęłam wzornik muliny Ariadna.
   Teraz mogę zamieścić jego fotkę, co też niniejszym czynię



   
   Teraz Eluniu, mogę oficjalnie Ci podziękować. Dziękuję.

 Byłoby bardzo smutno, gdybym tylko pisała, nie zamieszczając moich szufladowych prac



      Udało się wkleić w dobrej pozycji, czyli poziomie. Haft na mojej ulubionej 18 , mulina Ariadna -1 nitka,
wymiary w cm 37 na 27 cm . Tytuł: Przed burzą. 
Wzór  z Haftów Polskich, lub z  Kramu z robótkami, już nie pamiętam z której gazetki, ale takich to u mnie jeszcze sporo.

 O postępach w Lawendowej pani, jak ją nazwała Ela /bluebru /  będę informowała na bieżąco, jak tylko coś się w niej zmieni na więcej. 

          Na dzisiaj tyle. Mam nadzieję, że dotrwałyście do końca tego mojego pisania.
       Zapraszam na następne posty. Słonecznej pogody, bez burz Wam życzę. 


     

poniedziałek, 14 lipca 2014

Krzyżyków ciąg dalszy,czyli co na kolanach i w rękach.

       Dzisiaj zacznę od moich małych hafcików, które pasowałoby jakoś zagospodarować, ale nie jako obrazki na ścianę, bo moje ściany mają ograniczoną powierzchnię ekspozycyjną

.







           To i tak jeszcze nie wszystkie z tych co zalegają mi w szufladzie. 
  Zastanawiam się, czy mogłyby posłużyć jako materiał /zamiast serwetek/ do wieczek skrzyneczek-
kasetek, jakie widuję na Waszych blogach, na przykład u Agnieszki Ka .Jak myślicie, czy to by się sprawdziło?
         

      Teraz o tym co obiecałam, czyli co teraz haftuję i  jak mi to wychodzi.  Do końca jeszcze daleko, ale znając moje moce przerobowe,tzn. możność zajmowania się wyłącznie haftem przez cały dzień, nie powinno długo to potrwać.

 Tak więc zdjęcie w trakcie pracy mojej Gęślareczki  Lavender


 


Bardzo mi przykro, ale bloger nie ma funkcji odwracania z poziomu na pion. Tak więc jest w pozycji leżącej.

      Jak dojdę do tego, jak to odwrócić wówczas zamieszczę w pozycji odpowiedniej do oglądania.
      A może Wy  mi  podpowiecie jak  to zrobić, zwłaszcza że fotograf  ze mnie marny.


     W sobotę mimo padającego deszczu,  mój mąż pojechał do lasu. Wrócił przemoczony,  ale bardzo zadowolony,  bo zebrał takie okazy grzybów, jak je prezentuje w  załączonym zdjęciu.






      oraz  cała reszta na kuchennym stole:






       Wszystkie  oczywiście  sam  czyści  i  suszy  
       Dzieciaki będą miały zapas  na święta  i nie  tylko.
      Dla nich Tato to skarbnica leśnych wiktuałów.  I  dzięki mu  za to.


       Troszkę  Was przynudziłam, tymi  zdjęciami, ale tak to jest, jak się pisze dwoma palcami, po jednym  z każdej  z rąk.
        Mam nadzieję, że mimo to zajrzycie do mnie by pooglądać i  udzielić mi  jakichś wskazówek odnośnie modyfikacji  mojego e-pamiętnika.

Pozdrawiam wszystkich bardzo gorąco, choć za oknem pada deszcz.


piątek, 11 lipca 2014

No to babcia poszalała!!!!!!!!!

      Słowa mojej córki na wieść o tym, że zachciało mi się pisać bloga.
 Oczywiście nie było to tak zaraz, natychmiast, bo jakże, przecież trzeba najpierw poczytać co ta mama wypisuje. Wiadomość przesłana przez komunikator internetowy, doczekała się odzewu i opinii: no fajny,może być, ale teraz nie mam czasu, by pomóc w jego korekcie /oczywiście chodziło o cały wygląd bloga/. Ostatecznie umówiłyśmy się na realizację rzeczonej obietnicy i w niedzielę wieczorkiem, przy pomocy kamerki na Skypie zabrałyśmy się do roboty. Zeszło nam kolejne trzy godziny zanim osiągnęłyśmy to co jest już zauważalne, a ja odetchnęłam z ulgą, że mam to za sobą. Jeszcze sporo muszę popracować nad tym, co i jak będzie zamieszczane, ale idzie ku dobremu. Podejrzewam, że do pewnych ustawień muszę dojść sama, nie wykorzystując innych, ale mam świadomość, iż u  was koleżanki blogujące zawsze znajdę cenne rady.
    Ten tydzień minął mi na haftowaniu bardzo niewyraźnego wzoru pt."Lavander" autorstwa Jeanette Crews Desings,Inc. Nie byłabym sobą gdybym czegoś nie pozmieniała. Tak więc szyję na kanwie 18 muliną Ariadna, nie DMC jak w przepisie i chociaż jest ciężko brnę powoli do przodu. Jak będzie coś więcej widać z konkretnych kształtów wtedy zamieszczę fotkę. Na razie moja "Gęślareczka" ma po kawałku sukienki, kapelusza, płotu, kilka gałązek z listkami i wspaniały napis jak w oryginalnym tytule.
   We wtorek przyszła mi decyzja z ZUS o przedłużeniu mojej renty na kolejne trzy lata /jestem na rencie już od 1997 roku/ i tak ciągle stresują mnie tymi komisjami , jakby moje schorzenia się nie pogłębiały, tylko jakimś cudem, miałabym zdrowieć.Mam tego serdecznie dość i uciekam w bardziej przyjazny mi świat, świat krzyżyków. Ponieważ nie "obfociłam" jeszcze obecnej robótki, dzisiaj będzie bez .


A jednak może uda mi się coś wstawić.






Hafcik na mojej kanwie 18  mulina  przywieziona wraz ze wzorem  z Holandii przez moją córkę Iwonkę,  wiele lat temu.

       Teraz z nieco innej "beczki".Dziewczyny powiedzcie mi, jak wstawiać zdjęcia żeby nie były odwrócone w pionie zamiast w poziomie, tak jak ten powyżej, bo w folderze jest zapisany prawidłowo, a  na blog wgrywa mi go odwróconym tzn. żebyście nie musiały kłaść głowy na uchu, by móc zobaczyć to co powinnyście.







sobota, 5 lipca 2014

Myślowy zawrót głowy czyli ciąg dalszy o haftowaniu.

    
       Wczoraj pokazałam moje początki na sztywniku.Anek73 również przyznała się,że na takim lub czymś podobnym haftowała.Gdy te hafty powstawały miałam zdrowie,by utrzymać ten sztywny materiał w rękach.Nie sprawiało mi trudności liczenie nitek wątku i osnowy, tak by powstał w miarę równy krzyżyk.     Jak tak, teraz patrzę na te hafty,to już wtedy krzyżyk był zawsze tak samo prowadzony,wiecie o co chodzi,więc nie będę tłumaczyła.Dzisiaj nie wyobrażam sobie prowadzić igły inaczej niż nakazuje prawidłowe wykonanie krzyżyka. Oglądając prace innych koleżanek hafciarek,od razu wyłapuję takie nieprawidłowe krzyżyki.Czasem zwracam im na to uwagę,jeśli są to początkujące w tej dziedzinie.Jednak bywa i tak,że trafią się i haftujące wiele lat,popełniające ten błąd. Nadal nie jestem zadowolona z wyglądu mojego bloga,ale pracuję nad tym.Może coś mi się uda w tym temacie. Teraz obiecane fotki po wypraniu,bez śladu atramentu. 1.Matka Boska Cygańska-na kanwie 18,muliną Ariadna wymiary w cm 18,5 x 27,5 2.Tulipany kanwa 16 mulina z zestawu I Kat Profilo wymiary w cm 26 x 40 jak ten haft zagospodaruję jeszcze nie wiem,ale coś wymyślę.

Na dzisiaj to tyle. Zapraszam na następne opowieści o hafcikach.

piątek, 4 lipca 2014

Co za pech,ale nie poddam się.

Miało być inaczej,ale skoro moja przeglądarka tak chce,to proszę bardzo. Dzisiaj będzie o materiale,na którym stawiałam krzyżyki,zanim poznałam kanwę i jej zalety.
Uff,udało się wkleić fotki.Marny ze mnie fotograf,ale może będzie coś widać.To sztywnik,który po lnie zwykłym obrusowym,stał się moim materiałem do haftu krzyżykowego.Powstało wtedy sporo jednokolorowych "niby"obrazków,które wiele lat spokojnie leżały sobie i czekały na ich 5 minut.Nie bardzo mam pomysł,jak je zagospodarować,ale liczę na Was ,że mi podpowiecie. Teraz dla wiadomości niektórych osób.Wymiary Słoneczników w cm 24x36, Dziewczyny 30x39.Haftowane na kanwie 18 ct,mulina Ariadna.Trochę mi z nimi zeszło,ale efekt osiągnęłam. Teraz 18 i 20 są moimi ulubionymi kanwami,chociaż czasem biorę i 16 czego przykład w tulipanach z serii I-Kat Profilo.Nie zrobiłam tego na tej plamiastej kanwie,bo mnie zdenerwowała.Wzięłam inną i w przeciągu tygodnia wyszyłam.Dzisiaj zamieszczę fotki jeszcze w trakcie wyszywania,z atramentową siatką dziesiątek,tak by jutro móc wkleić już skończoną,wypraną,bez znaku atramentu.
Czy takie opisywanki Was nie nudzą?Tylko szczerze,proszę. Pomysłów mam jeszcze sporo.Jednak zanim opanuję wszystkie niuanse w prowadzeniu bloga,wolę spytać,co Wy na to?

środa, 2 lipca 2014

Było i się skasowało.......daleka droga przede mną

Już tak pięknie miałam wszystko napisane i się skasowało. Czy to pech,czy złośliwość rzeczy martwych?Więc będzie krótko i na temat. Historia pierwszej fotki w moim blogu,która większość z Was urzekła. Przerobiony programem Hafix na krzyżyki obraz Joan Miro pt.The Garden ofiarowany wnukowi na drugie urodziny,po dwóch latach doczekał się oprawy. Te dwa lata przeleżał w szufladzie w Holandii. 


 Miała być dzisiaj co innego,ale jestem już padnięta,zatem wkleję tylko dwie fotki obrazów,które nadal czekają na oprawę,tym razem w Polsce.Wyhaftowałam je według wzorów zamieszczonych w Haftach Polskich,nie pamiętam z którego roku,ani z którego numeru. 1.Słoneczniki,troszkę zmodyfikowana wersja bo brakło kanwy na całość


 2. Dziewczyny




wtorek, 1 lipca 2014

Powiedziało się A......


Dzisiaj fotka się załadowała,ale nie obyło się bez problemów. Troszkę perypetii z założeniem bloga było. Już nie klnę,tylko próbuję na spokojnie to jakoś ogarnąć. W założeniu bloga pomogła mi Iwonka z /onkowo,blogspot.com/,której bardzo ,ale to bardzo dziękuję.Jej cierpliwość w tłumaczeniu, co i jak mam zrobić,była dla mnie czymś nieopisanym.To,że kosztowało mnie to wyczerpaniem limitu abonamentowego na rozmowy tel.jest już historią.Warto było,zwłaszcza,że o jego powstaniu wiedziałyśmy tylko my,a już rano stwierdziłam,że i tak mnie znalazłyście. Nie przepadam za pisaniem,ale mam tak wiele do opowiedzenia,że...Tylko czy zdołam Was zainteresować,czas pokaże. W moim blogu postaram się pisać o hafcie,czyli o tym,co jestem w stanie obecnie robić fizycznie. Będzie trochę o rodzinie,psychologii,ortografii i co jeszcze,to się zobaczy. Teraz druga fotka:to nad czym pracowałam ostatnio.