Tytuł chodził mi pogłowie od wczoraj, ale byłam zbyt zmęczona by cokolwiek napisać.
Dzisiaj natomiast komputer tak mi się zawieszał, że miałam ochotę walnąć nim o podłogę. Wywaliło mi Skypa, nie mogłam dodać komentarzy na ulubionych blogach, coś w tej sieci źle się dzieje.
Czego będzie dotyczył dzisiejszy wpis, to już zapewne niektóre stałe bywalczynie się domyślają. Iza z bloga tutaj, już opublikowała swoją relację z naszego spotkania, teraz moja wersja. Izuniu, nie martw się, nie napiszę nic złego, tylko to, co jest najszczerszą prawdą.
Większość z was kojarzy, że ja bardzo rzadko wychodzę z domu, a tym bardziej gdziekolwiek jeżdżę. Tak się złożyło, że zaryzykowałam i przemogłam, by odwiedzić blogową koleżankę, a nawet, jak niektórzy się zorientowali po wpisach, kogoś więcej, moją wirtualną / teraz już realną, z krwi i kości/ córkę, bo tak się traktujemy z racji dzielącego nas wieku. A było to tak: rozmawiając przez Skypa, doszłyśmy do wniosku, że najprościej będzie, gdy to ja pierwsza odwiedzę Izę, bo mamy samochód i łatwiej będzie podróżować, niż autobusem. Dla mnie była to wielka wyprawa, chociaż dzieli nas około 60 km w jedną stronę. Pozostało jeszcze do tego pomysłu przekonać mojego męża, który nie znając Izy i jej męża, srożył się jak jeż. Gdy wreszcie sam zaproponował, że może ze mną pojechać, wyjazd trzeba było odłożyć z piątku / czekałam na przesyłkę od córki, ktoś musiał być w domu/ na poniedziałek. Może nawet lepiej, że tak wyszło, bo dzień okazał się pogodny, choć chłodny i po zapakowaniu prezentów do auta wyruszyliśmy w nieznane. Powitanie Iza zgotowała niczym dla angielskiej królowej. Większość czasu spędziłyśmy w kuchni, bo tam gospodyni przygotowywała dla nas jedzonko, multum jedzonka, a po nakarmieniu naszych mężów, usłyszeli : panom dziękujemy i zamknęłam za nimi drzwi, by nie słyszeć głośnej ich rozmowy z pokoju. Panowie zwiedzili też plac budowy nowego domu Izy i Jacka, a my w tym czasie będąc w kuchni mogłyśmy na spokojnie sobie porozmawiać i wymienić prezentami. Iza zdążyła już obfocić kosz, który jej psinka na swoje legowisko zaanektowała, ja "fury przydasi", niestety jeszcze nie , więc nie pokażę, ale gdy będę z nich coś robić, to wspomnę od kogo je mam. Cały ten czas przegadałyśmy, jak matka z córką, o naszych robótkowych sprawach i nie tylko. Takiego udanego dnia nie miałam już dawno. Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się na tę małą wyprawę.
Iza i jej mąż to ciepli i przemili ludzie, tacy " z duszą na ramieniu, a sercem na dłoni", chcieli byśmy pobyli nieco dłużej. Niestety w samochodzie czekał jeszcze na doręczenie pewien zakup dla mamy mojej synowej, więc trzeba było jechać, a i tak musieliśmy się wracać, bo moje okulary zostały w kuchni Izy na szafce kuchennej. To chyba znak, że często będziemy do siebie wracać. Korzystam z uprzejmości Izy i jej fotek, jakie zrobiłyśmy sobie razem, tylko ja ich nie obcinam i pokazuję nas w całym wydaniu, czyli z moimi i Izy rękami, tak jak rzeczywiście wyglądałyśmy do fotki. Nie mamy czego się wstydzić, każdy wygląda, jak wygląda a moje ręce zżarła choroba, nic na to nie poradzę, nie zamierzam tego ukrywać, mimo niespecjalnego ich wyglądu. Kto ma słabe nerwy, niech nie patrzy, lub przymknie oko i zerknie tylko na twarze, nie na resztę sylwetek nas obu.
To jest to obcięte od dołu.
Tu już bez przycięcia. Iza wygląda super, wcale nie widać żeby była puszysta, jest po prostu sobą, tak jak i ja - wiekowa mama, babcia dla swoich wnucząt.
Tu już sama z rękami, jak mi było wygodnie na tej kanapie i patrząca przed siebie.
Nie było dziś nic o kartkach, ale i na nie przyjdzie czas, bo z zabaw trzeba się wywiązać terminowo.
Serdecznie witam nowe obserwatorki Gretę /Małgorzatę Michnowicz/ z dalekiej Islandii, która ma stronkę na Facebooku tu i tworzy przepiękne kartki, oraz Monię Fioletową, którą też znacie z jej fajnych szydełkowych i nie tylko stworków. Dziewczyny czujcie się jak w domku i rozgoście po swojemu.
Dużo pisaniny, ale czasem tak trzeba, by nabrać dystansu i pokazać się od innej strony, nie tylko rękodzielniczej. I co Wy na taki osobisty post?
Zapraszam na kolejny post już wkrótce, do następnego poczytania, oglądania, baj, baj.
Danusiu kochana, już o Waszym fantastycznym spotkaniu przeczytałam u Izuni. Ale i u Ciebie cudownie się o tym czytało, tak fajnie opisałaś ta wyprawę i to spotkanie. Tylko Wam pozazdrościć :) Jak już wspomniałam u Izy, wyszłyście na zdjęciu tak fajnie i takie podobne do siebie rzeczywiście jak matka z córką :)
OdpowiedzUsuńA ręce.... Ja nigdy nie oceniam ludzi po wyglądzie, a tylko po charakterze i sposobie zachowania się. Więc gdybyś nic nie napisała, to na pewno bym na nie uwagi nie zwróciła. Jesteś Danusiu cudowną osobą i tylko to w Tobie widzę. I obyś takich fajnych wypraw miała coraz więcej :)
Danusiu przyznam Ci się szczerze, że bałam się czytać ten post. Jednak teraz upewniłam się, że dobrze Cię ugościłam i nie dałam plamy. Cieszę się, że dobrze się u mnie czułaś. Dla mnie to był jeden z najwspanialszych dni w moim życiu. Obyśmy widywały się częściej, bo ja już tęsknię.
OdpowiedzUsuńSuper! Z komentarzy, jakie Iza i Ty zostawiacie na blogach, to w zasadzie nie miałabym żadnych wątpliwości, że przypadniecie sobie do serca :) Obie jesteście takie ciepłe i swojskie, a na dodatek, faktycznie wyglądacie jak mama z córką. Ręce i serducho masz schorowane, ale Twoje ręce w połączeniu z sercem Tworzą naprawdę piękne rzeczy, i właśnie to piękno w nich widać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Fajnie macie, że tak niewiele kilometrów Was dzieli i możecie spotkać się w realu :) Cieszę się Danusiu, że miałaś takie super spotkanie i zdrówko Ci dopisało. A Twoje rączki są cudowne, bo mimo swojego wyglądu potrafią wyczarować cudeńka, którymi niezmiennie się zachwycam. Pozdrawiam Was obie i Ciebie i 'córcię' :)
OdpowiedzUsuńDanusiu kilka razy musiałam przeczytać Twój post. I dziwią mnie Twoje obawy co do zdjęć. Na nich widzę dwie niezwykłe osoby,których piękno widać w całej krasie. Bo prawdziwe piękno to wcale nie jest piękna buzia tylko ta dobroć wymalowana na Waszych Twarzach. A ręce masz cudowne i rozum to jak chcesz bo pewnie wiesz co mam na myśli. Pozdrawiam cieplutko i gratuluję odwagi i , że się zdecydowałaś na to spotkanie.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny post i super spotkanie☺ciekawie czyta się takie opowieści, a to ze pisanie bloga ma różne strony jest jeszcze bardziej motywujące☺jeśli chodzi o ręce to ja tam nic nie widzę złego. Akurat ja patrzę na ludzi jako na całość, a nie przyglądam się szczegolom...najwazniejsze to akceptować siebie i innych takimi jacy jestesmy ☺ pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDanusiu! pięknego posta napisałaś tak się świetnie czytało jak jakąś powieść , obie z Izunią jesteście bardzo ciepłymi osobami i dlatego przypadłyście sobie do gustu jakie to jest piękne taka przyjażń . odwiedziny miałyście cudowne Danusiu a choroby nie trzeba się wstydzić , nie wygląd się liczy tylko dobre serce a ty na - pewno je masz pozdrawiam cię gorąco i życzę zdrówka - Krystyna
OdpowiedzUsuńDanusiu,kilkakrotnie przeczytałam Twojego posta z ogromnym wzruszeniem.Piękne i na pewno pełne emocji było to spotkanie.Ja też podpisuję się pod tym,że jesteście do siebie podobne i nie przypuszczałabym,że nie jesteście spokrewnione.Bije od Was ogromne ciepło!!! Moja babcia mówiła,że nie szata zdobi człowieka,a jego wnętrze!!!Pozostało tylko Wam "pozazdrościć" takiego spotkania.Cieplutko Was pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDanusiu pięknie to wszystko napisałaś. Takie spotkania w realu są niesamowite , sama uczestniczyłam już w dwóch i zadziwia mnie w tych spotkaniach to że niby ludzie widzą się po raz pierwszy a maja wrażenie że znają się od bardzo dawna. To chyba nasza pasja tak do siebie zbliża. Każda z nas ma taką pokrewną duszyczke w świecie blogowym z którą rozumie się baz słów. I jak widać nie ma znaczenia ani wiek , ani wygląd , ani odległość jaka nas dzieli. Wcale się nie dziwię że akurat wy Dwie przypadłyście sobie do gustu. Jesteście nawet trochę do siebie podobne, obie macie wielkie gorące serduszka i tworzycie piękne rzeczy. A Ciebie dodatkowo podziwiam za odwagę, bo ta wyprawa to była prawie jak wejście na Mont Everest. Myślę , że spotkacie się jeszcze nie raz , czego Wam z całego serca życzę
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Danusiu- tak jak Micia- nie zwróciłabym uwagi na ręce. A co Ty myślisz, że my bez wad?:-) ja nie zdążyłam odrostów ufarbować na Wiosnę Craftową w Krakowie i stwierdziłam, że trudno, i tak nie zrezygnuję z wyjazdu(mam 41 lat i na przodzie oraz skroniach prawie wszystkie siwe włosy :-)) Co do odwiedzin- cudowna sprawa!Ja poznałam niewiele dziewczyn w realu, ale to były takie pozytywne emocje! Pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńEwcia, już mamy dwie cechy wspólne - 41 i siwe włosy (też mam odrosty) ;)
UsuńDanusiu nie liczy się wygląd, ale serce :) normalnie się wzruszyłam czytając Twój dzisiejszy wpis... takie spotkania są bardzo budujące - ja też miałam okazję w kilku uczestniczyć i zawsze było fajnie, bo łączy nas pasja, a poza tym myślę, że osoby robiące takie śliczne rzeczy po prostu muszą być fajne :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie i wszystkiego dobrego :)
cudowne spotkanie dwóch wspaniałych kobietek . Obyś takich spotkań miała jak najwięcej
OdpowiedzUsuńDanusiu, nie ocenia się książki po okładce, nie liczy się zewnętrze, tylko to co jest w człowieku. A Ty nie raz pokazałaś, że wnętrze masz bogate a serce hojne i aż dziw bierze, że tymi biednymi łapkami potrafisz zdziałać takie cuda, które to serducho rozsyła tu i tam. Takie spotkania są nie do opowiedzenia, to trzeba przeżyć. Życzę więcej takich cudownych chwil !
OdpowiedzUsuńPrzytulam cieplutko :)
Ps. Gdyby nas oceniano po urodzie, powinnam siedzieć zamknięta w 4 ścianach !
Cudowna sprawa...nie pisz o wadach bo po co każdy je ma. A jak piszesz o nich każdy słuchacz to zauważa. Pamiętaj zawsze piszemy o zaletach :) Jeden ma nadwagę inny pali i ma żółte zęby a inny jeszcze co innego....:)
OdpowiedzUsuńFajnie, że zdecydowałaś się na to spotkanie i że się udało :)
OdpowiedzUsuńI ja nie wiem co chcesz od swoich łapek, które potrafią tworzyć cuda.
Pozdrawiam Cię cieplutko
Danusiu, wiem jak miłe są takie spotkania. Pomyśl, gdybyśmy żyli w innych czasach, gdyby nam odcięto internet, ile byśmy straciły. Dzięki technice jesteśmy się w stanie znaleźć nawet na innym kontynencie. Nawet mając od siebie bardzo blisko, bez neta nigdy byśmy się nie poznały z naszymi blogowymi koleżankami:) Dobre czasy nastały, mamy z kim dzielić swoje pasje :)))
OdpowiedzUsuńPierwsze koty za płoty...na pewno teraz będą już następne spotkania :)
Pozdrawiam Cię serdecznie :)
Danusiu:))cudnie ,że się spotkałyście i pokochały:))Bardzo cenne są takie przyjaźnie:)spotkać w realu pokrewną duszę -no cud:)po prostu:))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Was cieplutko:))
Świetne spotkanie! Zazdroszczę! Fajne z Was Babeczki :)
OdpowiedzUsuńDanusiu, nie musisz się wstydzić swoich rąk, bo mimo że chore, to chyba ze złota jak Twoje serducho.
OdpowiedzUsuńObie z Izą wyglądacie pięknie, jak prawdziwa matka z córką. Życzę Wam abyście mogły się spotykać często. A Twój mąż to prawdziwy skarb, nie każdy by się zdobył na taki gest... Doprawdy miło było poczytać tak cudną relację.
Buziaki i uściski dla Ciebie i Izy.
Danusiu droga, potrafię sobie wyobrazić Twoją radość z takiego spotkania- poznać osobiście blogową przyjaciółkę, to jak chwycić szczęście za rogi. pamiętam jak ja poznawałam osobiście miejscowe blogerki; serce wyłaziło mi z piersi na samą już myśl spotkania. Oj. Można by długo o takich spotkaniach... Pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńFajne są takie spotkania :-)
OdpowiedzUsuńDanusiu obie z Izą jesteście super fajnymi osobami i miło popatrzeć na wasze uśmiechnięte buzie życzę Wam więcej takich udanych spotkań :-)
OdpowiedzUsuńTo miło, że miałyście takie wspaniałe spotkanie w realu:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDanusiu cudowna relacja, zapewne jak Wasze spotkanie :) fajnie jest spotkać się w realu :) teraz Wasza wieź będzie jeszcze większa :) podróż na pewno wile Cię kosztowała, ale jak widać było warto :) jesteś wspaniała, dobrą osobą i to jest najważniejsze :)
OdpowiedzUsuńFantastyczny post warto pokazać takim jakim jest się a nie którzy chowają się za maską. Podziwiam za odwagę i tak trzymać, życie jest zbyt krótkie aby się przejmować opinią - pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, co jeszcze dodać, bo przedmówczynie napisały prawie wszystko. To że z Izą bardzo się polubiłyście, to już było widać w Waszych postach. Nic dziwnego,że spotkanie było tak udane. Jak widać na zdjęciach, jesteście sympatycznymi i serdecznymi osobami, Ściskam Was mocno obie!
OdpowiedzUsuńDanusiu, ślicznie Obie wyglądacie i nic się nie przejmuj, bo ile ludzi , tyle opinii. Jak już koleżanki napisały jesteś fajną osóbką, pracowitą i szczerą. Fajnie, że spotkałyście się z Izą i aby Wasza przyjaźń trwała dłuuugo.
OdpowiedzUsuńJa mam syna w Rzeszowie i może będę w tamtych okolicach, a tak w ogóle to ciągnie mnie w Bieszczady, tylko nie wiem czy zdrowie jeszcze pozwoli. Jak pojadę to będę do Ciebie machać ... hihi
Cieplutko pozdrawiam:)
Danusiu,to chyba najwspanialszy post na Twoim blogu;)Obie z Izą cudownie opisałyście Wasze pierwsze i zapewne nie ostatnie spotkanie;)I ta wspólna fotografia...Coś wspaniałego! Dzięki Waszemu spotkaniu, mogłam Cię zobaczyć?!I powiem Ci, że rzeczywiście bije od Ciebie ciepło;)Zresztą, poczułam je wówczas, kiedy przysłałaś mi kominiarczyka, który przynosi mi szczęście! A choroby nie można się wstydzić, bo dotknąć może każdego z nas. Najważniejsza jest Twoja pogoda ducha, a takie spotkanie na pewno dodało Ci ,,skrzydeł";) Pozdrawiam Cię Danusiu gorąco i przesyłam moc buziaków;)
OdpowiedzUsuńTak pięknie napisałaś o tym spotkaniu,piękne zdjęcia,cudowne pamiątki na zawsze...i mnie udzieliło się to wzruszenie ♥
OdpowiedzUsuńTak miło patrzeć na Was,pozdrawiam serdecznie ♥
Wspaniale spotkanie i swietne fotki bo chyba najwazniejsze jest jakimi osobami jestesmy a nie jak wygladamy. Chorob nie wybieramy sami to one nas dopadaja. Najwazniejsze ze swietnie sie bawilyscie i bo bratnia dusza to cos wspanialego. Pozdrawiam cie serdecznie i wiecej takich radosnych chwil w milym towarzystwie Danusiu.
OdpowiedzUsuńWiesz Danusiu, na zdjęciach naprawdę jesteście do siebie podobne - jak matka z córką. To wspaniałe móc poznać w realu taką pokrewną duszyczkę. Twoje ręce to część Ciebie - schorowane ale nadal zdolne do tworzenia cudownych prac. Każda z nas ma swoje ułomności a z wiekiem przybywa ich coraz więcej i nic na to nie poradzimy. A swoją drogą - świetnie wyglądasz! Buziaki.
OdpowiedzUsuńpiękne są takie spotkania, dobrze, że się wreszcie zdecydowałaś i jak sama widzisz, jak jesteś "naładowana"
OdpowiedzUsuńA wasz przypadek tylko świadczy dobitnie o tym, że wiek nie ma znaczenia. :-)
Danusiu, nie patrz na to, jak Twoje ręce wyglądają, tylko na to, co spod nich mimo choroby wychodzi, bo hafty wychodzą przepiękne. Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu miłych spotkań z Izą.
OdpowiedzUsuńJuż u Izy pisałam, że takie spotkania są wspaniałe, Mimo, że tak blisko miałyście do siebie to jak widać było jednak daleko, mi udało się spotkać z Justyną, która mieszka za Krakowem, a ja w Wlkp, spotkałyśmy się w połowie drogi w Kłodzku, więc dla chcącego nic trudnego. Bardzo ładne zdjęcia, nie masz powodu by się wstydzić swoich rąk, za chorobę nic nie możesz, a tym bardziej podziwiam, że mimo przeciwności losu, tworzysz tak precyzyjne prace :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPięknie napisałas o tym spotkaniu. Cudownie tak w realu porozmawiać o swoich pasjach. W tym nie dzieli nas wiek, ale łączy. Wspólne pasje to WIELKJA RZECZ!
OdpowiedzUsuńJa już dwa razy spotkałam się z Lucy z bloga "Lucy z głową w chmurach" odwiedziła mnie z mężem i też przypadłyśmy sobie do serca. Z Ewą Jurewicz miałyśmy się spotkać u mnie, w lipcu ubiegłego roku, lecz ja zachorowałam na zapalenie płóc i do spotkania nie doszło.Może w tym roku...
Całuski zostawiam i ciesz\ę się, że Cię poznałam na zdjęciu i Izę!
Taki osobisty post jest nie mniej ciekawy, niż posty "twórcze". Bo myślę, że w każdej z nas jest ciekawość, jak ta osoba, znana z internetu, wygląda, myśli, jakie jest jej życie. Bardzo się cieszę, że tak wspaniałym wydarzeniem się z nami podzieliłaś. Tym bardziej, że wymagało to takiego wysiłku. I jak widać, dla osób zakręconych, różnica wieku nie istnieje. Serdecznie pozdrawiam i życzę jeszcze wielu takich spotkań.
OdpowiedzUsuńAch, nic nie napisałam o rękach - choroby nie wybierają i już. Tym bardziej podziwiam twoje hafty.
Pani Danusiu super wygladacie :-) Tylko pozazdroscic takiego wspanialego spotkania :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :-)
Super, że mogłyscie się spotkać i pobyć razem. A coś czuję że nie był to ostatni raz.
OdpowiedzUsuńDanusiu wspaniała relacja z Waszego spotkania. Zdjęcia śliczne a i Ty jak i Iza jesteście wspaniałymi osobami które bardzo lubię z blogowe świata. Można powiedzieć ze właśnie Ty byłaś jedna z pierwszych osób które mi pokazały błędy jakie popełniam w blogowym świecie. Wygląd to nie wszystko,ja mam nadwagę i wiem co inni też mówią ale nie to jest dla mnie najważniejsze liczy się to aby samemu się akceptować. Masz chore ręce ale ile cudownych prac nimi tworzysz. Nie jedna z nas tak chciałaby w przyszłości być aktywna jak Ty. Oprócz wiadomo jakiś codziennych obowiązków masz czas zasiąść do xxx i do napisania posta, komentarzy u innych, ach co tu dużo mówić jesteś wspaniała osoba.
OdpowiedzUsuńJa tu mam takie tyły na blogach,a w tym czasie tyle wspaniałych wydarzeń i spotkań się odbyło.Danusiu nie szata zdobi człowieka i chyba znasz dobrze to powiedzenie,pewnie nie raz się o tym przekonałaś .Żadna z nas nie patrzy na Twoje schorowane i spracowane ręce,bo my patrzymy na Twoje dobre serce,życiową mądrość i talent w hafcie ,jaki masz niewątpliwie.To ,że umiesz sobie radzić i igłą,pewnie nie raz wylewając łzy bólu i rozpaczy sprawia ,że doceniamy Twój kunszt jeszcze bardziej.Nikt nie jest dokonały,każda z nas ma jakieś ułomności,choroby i swoje smutki .Dlatego w grupie jest siła,trzymaj się nas to będzie Ci łatwiej przezwyciężać trudne chwile.
OdpowiedzUsuńWidzę ,że spotkanie było bardzo udane,obyś miała ich więcej ,czego życzę z całego serca.
Buziaki kochana